sobota, 20 lutego 2010

Niedopełnione przeznaczenie

  Wypalona ziemia, po której stąpał wydawała się idealnym odzwierciedleniem jego duszy. Brak tutaj nawet było jakichkolwiek szczątków roślin, zwierząt... życia. Zasnute gęstym dymem i pyłem niebiosa przedstawiały obraz płomienia, dogorywającego wiecznego ognia, zapomnianego ogniska. Wieczny wędrowiec powiał obok wzniecając kurz ze spękanego stepu. Ochłodził rozpaloną twarz Cyca, która co raz znosiła wybuchy pary spomiędzy szczelin i rozpadlin. Niewielkie, chropowate skały wyznaczały ruiny okolicznych kamiennych monumentów. Czarna gwiazda płonęła wysoko na nieboskłonie w akompaniamencie wciąż opierających się mrokowi i całunowi cienia kilku wybuchających jasnością mniejszych ognisk lawowych. Fioletowa wstęga magii malowała nieznany wzór pośród refleksów tego demonicznego świata. Śmiech strzygi przeciął umysł jedynego w tej krainie... A tak mu się przynajmniej zdawało. Krystaliczne okruchy tego czaru opadły na zmęczoną głowę Dominika znacząc symbolem przekleństwa. Dziwnym było, że wędrowiec nie upadł na skorupę w konwulsjach. Zaciekawiło najwyższych magów, że nie poległ od tak silnego zaklęcia, a czarna moc nie owładnęła jego umysłem, ciałem i duchem. Nie mogli przecież wiedzieć, że ducha już oddał. Nie dane im było znać jego przeszłości. W końcu nie byli w stanie ogarnąć umysłem, że te ruiny człowieka już ktoś kiedyś zniewolił o wiele silniejszą magią. Najśmieszniejsze w tym wszystkim było to, że w tej przeklętej krainie nie emanował Cyc jedyną barierową magią jasnej miłości, a zlewał się z otoczeniem. Nie było przecież potężniejszego czarnoksiężnika mogącego tak przeszywająco doświadczyć istotę. Było jednak już wtedy jasnym, że istota może namieszać przeżywszy śmiertelną klątwę. Na głowach sprawców jednak było, by nie namieszała, a zniszczyła się samoistnie, przez własne życie... I tutaj wyjaśniała się sprawa Dominika. Nikt jednak o tym nie wiedział... I nie dowiedział się przez miliony lat. W tym była ich głowa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz