poniedziałek, 15 lutego 2010

Koniec?

Koniec? Też zadaję sobie to pytanie... Było wspaniale to wiem. Dni jednak przyniosą odpowiedź. A wierszy nie będzie, bo i one umarły.

 Buchający ogień zgasł tak szybko jak się pojawił. Witalna fala gorąca po chwili przeistoczyła się w jeszcze dotkliwszy chłód. Kolejna noc, tym razem trzeźwa, jednak znów pełna bezruchu. Zapaliła świecę. Pytanie tylko czy to świeca dająca ciepło i życie czy raczej pamięć i chłód na smukłej mogile... O ile taka będzie . Z początku nawet tlące się słabo, a pomimo to mroźne kawałki drewna w kominku stwarzały iluzję ciepła i miłości. Pytania zginęły, podobnie jak wiersze. Marzenia odpłynęły niczym dobre chwile. Jedna osoba tylko nie odpłynęła, trwała na pozycji z głową co prawda obaloną, ale podniesioną. Zbierała policzki od wszystkich i samego siebie. Nagrodzili go za wytrwałość i zwierzenie jak zwykle.

  -Wracam w góry.- wyszeptał z trudem, myśląc, że pobudzi się do działania i zmotywuje serce do wysiłku. Po trzech próbach padł znów na deski. Przewrócił głowę na bok w błagalnym geście i spojrzał na rękę. Dziwne, że wciąż tam była, przecież zaufał. Spojrzenie opadło kolejno na schody prowadzące na piętro, nikt jednak nie zszedł. Teraz puste oczy lustrowały drzwi, wnękę ozdobioną zawiasami i odległy trakt.  Cylinder szczerzył do niego swoje cuchnące oblicze. "Na pewno wróci" pomyślał Dominik odliczając chwile kończące swoją egzystencję.

  -Trzeba się będzie zbierać, zostawić miejsce innym, którzy czerpią garściami z życia. Dać im swój świat, swoje wnętrze i wiarę. I nawet butelkę Martini, bo o spacerze nie wspomnę. Konam, to prawda, zdrowy na umyślę i ciele? Ciężko stwierdzić, myślę jednak i to nawet zbyt wiele. Było jednak miło, powędrowałem, poznałem świat, zostałem opluty i przecinałem leśne ścieżki. Stąpałem po świętych wodach i nie mniej święte tajemnice odkrywałem, łącze z tą najbardziej magiczną. Ha! Ciężko mi o magii mówić, przecież to nie ja mam ją godzinami całymi... Wszystko się zmienia, ktoś przychodzi i znów umierają, nie tylko ciała, ale i dusze. Nie zostawiam więc rzeczy materialnych, nic, bowiem nie posiadam. Komu ponadto miałbym coś ofiarować kiedy wszyscy się odwrócili. Nie masz prawa i wynagrodzenia na tym padole łez jak możesz się przekonać patrząc na mnie. Z rzeczy duchowych zostawił bym wszystko tutaj, na miejscu, niech przypomina o mojej stracie przechodniowi i wizjonerowi, który wpadnie na pomysł uszczęśliwiania i ratowania ludzi. Skończy jak widać. I chętnie bym postawił taki pomnik na środku szlaku, jednak oddałem już wszystko co miałem, a stworzenie zapewne tego nie zwróci... Jeśli w ogóle kiedyś miało to przy sercu lub ustach, a słodkie usta miało. O sercu nie powiem, bo nie poznałem. Nie dane mi było. Czy pech to czy szczęście było? Nie dowiem się. Nie nastanie blady świt, nie przyjdzie blask nowiu. Nie zawieje mroźny wiatr, a śnieg nie zasnuje sobą okolicy. Pozostanie nicość, jak i we mnie teraz i na wieki wieków, a i przed wiekami mącona jedynie przelotnym... Żyjcie więc prosto, nie szukajcie głębokich uniesień. Biegnijcie przed siebie przeskakując duże kłody, a małe kopiąc na inne tory tego stadionu. Kiedy kibic zarzuci wieniec na twą głowę zrób ładną minę do zdjęcia i podpisz niedbale serce, które jest twoje, a mimo to gardzisz nim. Kiedy dobiegniesz do mety, którą rozumiesz na jeden sposób, a finishów takich masz wiele wyśmiej pokonanych, natomiast ucałuj lepszych od siebie, tylko przez chwilę. A mnie kolejny raz uracz uśmiechem, niech mam tą wizję porażki przed oczami. Wszystko, bowiem można sobie wytłumaczyć, a każde kłamstwo prawdziwie odebrać.- Tak mówił Cyc kiedy odchodził

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz