czwartek, 1 kwietnia 2010

Wieczny ogień



  Chłodny wiatr odganiał wszelką nadzieję na poprawę pogody tego dnia. Wychylające swe oblicze zza chmur słońce nie było w stanie przebić się przez tą chaotyczną aurę niezadowolenia. Deszcz wisiał w powietrzu, czekał tylko na swoją kolej w tym pochodzie czarnych płaszczy. Mgła opadała jednak z wolna i wszystko stało się jasne.
  Około południa ujrzał tą szklącą się z lekka twarz. Kilka niewielkich strumieni muskało policzki i zatracało się w podłodze. Cyc sam nie chciał się mieszać, nie twierdził, że jest w stanie i na jego barkach oprze się ta rola... To nie na jego siły pomyślał. Wysłał jedną z pomocnic, dziewczyna, która przyszła została zaproszona bliżej kominka. Jego trzaskające w rytm płomienia kłody w jednej chwili zmieniły nastrój i wpasowały się z urok młodej pasowanej. Po chwili już znalazł się grzaniec i chwila spokoju... Musi sama to wpierw przemyśleć dodał wpatrzony w ten dziwny, acz jakże bliski wszystkim obraz.
  Cichutko, aby umknąć światu stuknęły kufle, a fajkowy dym omotał szybko pomieszczenie swym aromatem i gęstością.
-I tak to jest Dominik, takie rzeczy dzieją się na świecie- powiedział okoliczny rzeźnik, który mimo swojej profesji biegły był w mieczu. Popatrzył się na karczmarza z góry widząc, że ten dalej zastanawia się nad sytuacją.
-Nie chcę wnikać, to nie moja sprawa- odpowiedział w końcu niepewnym głosem. Wzrok jego też nie zdradzał olbrzymiej aprobaty. Rozmowa jednak nie trwała dużo, bo wraz z chłodnym powiewem do karczmy wkroczyło kilka innych osób. Ugoszczono ich i taktownie skierowano poza obszar zmartwionej dziewczyny. Zapach podwórza wkrótce zawirował z atmosferą "Wspaniałego Cyca" tworząc spójną masę, której nie brakowało niczego. Goście nie przynosili nic nowego, przeżywali Ostarę i rozmyślali powoli o Belletynie, który już wisiał swym obliczem nad głowami ludzi.
  Popołudniem późnym już niemal wszyscy opuścili karczmę i udali się w swoje strony błyszcząc na tle zachodzącego słońca. Pogoda, bowiem poprawiła się niczym samopoczucie Cyca. Z pewnością również aromatyczny i określony wybornym wyrób z dalekich krain okiełznanych promieniem nad wyraz jasnym i ciepłym miał swój udział w tej przemiłej wycieczce po odległych stepach.
  Wymienili uśmiechy, przynajmniej w fantazji, a na pewno w chorej głowie Dominika.
-Ciekawe czyje pytania bardziej bolą? Czy niepewne dlaczego, załamujące kto, straszne od kiedy i łzawe na zawsze? A może jednak istnieje odpowiedź, światło i przypływ dla tej dziewczyny? Czyżby zjawić się miał ktoś kto objaśni cały świat i wiarę? Czy podejdzie i do mnie? Nie uwierzę przecież, że lepiej nie mieć niż stracić...
  I tak właśnie myślał Dominik siedząc sam na sam w myślami swoimi. Dziewczyna również siedziała, ale czy ktoś zajął się tym gdzie i czy łzy nadal błyszczą miast otwartych oczu?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz