Mówisz: „tu widzę, w czym rzeczy istota,
lecz nie rozumiem, czemu taką drogą
Bogu odkupić nas przyszła ochota?..."
lecz nie rozumiem, czemu taką drogą
Bogu odkupić nas przyszła ochota?..."
Płynęło strumieniami. Woń wisiała ponad głowami zarówno tych świętujących jak i już głęboko pochylonych nad swoim życiem, a na pewno nad podłogą. I skończyłoby się jak zwykle na zniszczeniu fizycznym w każdym przypadku, wyniszczeniu psychicznym w wielu, a rozpacz rozpostarłaby swe skrzydła ponad przybytkiem. O dziwo dzisiejsza tragedia nie będzie opiewać jak to popili się w karczmie, kto przyszedł i się wyżalił, czego to nie spotkaliśmy po drodze i dlaczego okno jest wybite.
Tęsknota...
Zamieszanie było wielkie. Ciemne płaszcze powiewały nad wieszakami, sala wirowała, a rytm wyznaczał nie bard, a szalejące ciała. Niebieski strumień magii podsycany trunkami pochłaniał wszystkich wokół, trzeźwi zawieszeni byli jakby w powietrzu, reszta wyznaczała nowe szlaki w tej odwiecznej głębi nicości. Nicość jest potrzebna.
Blond włos skrzył się w zacisznym kącie lekko tylko spięty szarym materiałem. Stonowana w mroku i cieniu odzież nadawała jej ekstremalnie porywającej wizji cienia, śledzonego i odnalezionego. Szpiegowska ta intryga rozgrywała się mało burzliwie, bo pioruny uderzały z rzadka maskowane wybuchami, bynajmniej nie meteorologicznymi, a fermentacyjnymi głównej części karczmy. Chmury zasnuwały tą okolicę swoimi puszystymi ramionami, by tamci mogli radzić i oddawać się sobie. Spali dość mało, od kilku dni spędzali ze sobą każdą możliwą chwilę. Smucili się wcale mało, powiedziałbym nawet, wybuchali entuzjastycznymi promieniami słońca, tego odwiecznego, płodnego...
-Jeśli tylko tak mówisz, a wierzyć pragnę, że szczerze to ja ukłonię się nisko, dłoń ucałuję i oddam wzrok i zmysły inne na usługi. Jeśli odwrotnie jest, a tego przyjąć nie mogę, to zrobię co tylko wyśpiewamy na scenie, jednak wtedy Lafey nie pomogą nikomu, bo wszyscy będziemy martwi.- powiedział Dominik wlepiając wzrok na północ, a wszystko płonęło... Problem tkwił jednak w tym, że płonęło nie tylko w nim, ale i za oknem. Już chciał wołać o pomoc opojów za plecami kiedy Zwiastun wyłonił się z tej burzy ognistej.
-Masz?- zapytał swoim zwykłym tonem
-Mam- odpowiedział mrużąc oczy, bo rozumiał powoli
-Wiesz, że On zostanie z tobą na zawsze...- stwierdził nie zapytał, a jego koń zarżał.
-Wiem... I właśnie to trzyma mnie przy życiu...- odpowiedział grzecznie nie odpowiadając pytaniem na nie zadane pytanie.
-Żegnaj, lecz strzeż się, bo srebrne gwoździe nie zatrzymają nienarodzonego, a zęby gotowe będą na wszystko-
-Powodzenia na szlaku Tułaczu Tułaczy, zawitaj czasem- poprosił, nie nakazał Dominik, mimo swojej mocy.
-Ja zawsze będę z Tobą szaleńcu! Bywaj! I nie słuchaj Antonia, bo głupoty gada, o wiele lepiej się zaprzedać!-
Jeździec odjechał, a natura się uspokoiła. Kohmelo (fin.)? Niemożliwe! Więc może? Niemożliwe! To co ja mam robić? Wspomniał spacer i rozpłakał się w smutku i radości.
...Była silniejsza niż wszystko inne.
*Dante i Abigail.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz