czwartek, 22 kwietnia 2010

Listopad 89?

Listopad 89? Nie u mnie..
Z prostego rachunku wychodzi 28... Ciekawe, może istnieje jakaś nadzieja;



  Minione dni pomimo swojej pozornej normalności, biegu wydarzeń oraz ciągłej zabawy w chowanego nie emanowały tym ciepłem i tym urokiem, który towarzyszy życiu kiedy pokład tego kursowego jachtu na rajską wyspę obsadzony jest całkowicie. (Acz ośmielę się na zamianę tej całkowitości na należytość z tylko sobie znanych powodów).
  W karczmie jednak było było ciekawie i tym razem...
  Tuż przed południem zjawili się w lokalu goście, na pozór typowi. Nie bardziej typowe jak oni okazało się ich zamówienie. I zapewne nie zdziwi was fakt, że również typowo zasiedli za ławą i rozmawiali. Typowo... I mijałby kolejny południowy, a później popołudniowy czas na codziennych problemach, rozmyślaniach i troskach. Obfitowałby w niewiele znaczące koleje losu, wybuchy radości i zwieńczony  byłby "bohaterską śmiercią" we śnie. Pan Przemian chciał jednak inaczej i... udało mu się. Już po kilku kuflach zaczęło się dziać niewesoło. Zabrzęczały pierwsza naczynia rzucane o podłogę i wcale nie ginął w nich smutek czy żal, a wybuchała raczej złość i płomień. Zahuczały w końcu upadające na podłogę krzesła i ławy. Kurz podniósł się z lekka spomiędzy szpar w podłodze. Zaskrzypiały deski naciskane ciężkim i powolnym chodem wielu ludzi z dwóch stron karczmy. I w tej chwili karczmarz powinien zerwać całą rozmowę, zakończyć niepotrzebny spór, który nie wiódł do niczego dobrego. Rozlew krwi z oczu i łez z żył, czerwone i opuchnięte rozpaczą twarze, zniszczone myśli, dni i miesiące. Dlaczego znów smutne twarze, załamane ręce miały świecić ponad światem? Wybuchy radości? Nauka na błędach? Świat radości z bycia razem? Nie zareagował, pozwolił się szargać swojej skrytej żądzy oraz oczywistemu marzeniu zwanemu szczęściem. W tej właśnie chwili strzeliła szyba, drzwi zostały wyrwane z zawiasów, gobeliny, poroża, obrazy pamiętające pradziadów oraz wszelkie meble w szybkich skokach znalazły się w obiegu. Część wspomagana kuflami pomknęła w lewą stronę. Ta znów odpowiedziała krzesłami, rozkruszonymi skałami z kominka celując prosto w głowy zbitej drużyny. A muzyka obelg i interaktyw niczym nie stłumiona gotowała i dodawała jedynie większego dramatyzmu sytuacji. Szaniec swoisty powstał na środku "Wspaniałego Cyca". Sypały się ponownie pięści, razy wyprowadzane nogami od mebli, spadały butelki i kufle... opróżnione rzecz jasna.
  I tak walczyły ze sobą dwa stronnictwa. Racje? Te same. Powód? Sentyment. Efekt? Brak, zwany też upadkiem na wieki. Pozostało odwieczne pytanie: gdzie wtedy był Dominik. Czy stał z boku obserwując mur rosnący i rosnący? A może rzucał naczyniem jak lewa strona, albo machał obuchem jak ci z prawej klnąc dobitnie?
  Nastał wieczór. Emocje to opadały to wzrastały zmuszając do płaczu. Mroźny wciąż, nocny i wiosenny wiatr przeciął salę i orzeźwił umysły. Stary puchacz przyniósł znak księżyca w szponach i z mądrością w spojrzeniu odwrócił dziób ku niebu. Wszyscy w środku spojrzeli wtedy na mądrego ptaka i jak on odwrócili swe oczy czerwone już i zmęczone setnie w stronę usianego gwiazdami sklepienia. Granat ciemny i maź jakaś krystalicznie czarna przebita blaskiem nieodpartym napełniła ich taką ochotą i spokojem, że wszelka wiara wróciła w serca. Mur upadł w umysłach i sercach wszystkich, znieśli więc wszelki majdan, poprawili to co zniszczyli, a jedynie rozlanego wina nie starli. Wyszli podając sobie dłonie, równoważąc racje i śmiejąc się w twarz głupocie. A karczmarz?
  Dominik stał ponad pomarszczoną linią wina, podwaliny muru i szańca zarazem. Jedna noga na lewej, druga na prawej stronie. Uśmiechnął się w myśli i nie przestąpił ni w stronę magii swej ni szczęścia ludzkiego. Zasnął leżąc krzyżem na środku tego placu boju wciąż pamiętającego łzy i krew.
  Nieznana siła w końcu go poruszy, wskaże drogę... Słuszną? Błędną? To nie jest ważne, ból i niesmak są tylko, a może i aż elementami egzystencji, jakże ich nie słuchać?
  Tymczasem...
  Tymczasem moc owa cierpiała niemoc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz