sobota, 13 marca 2010

Dwie gwiazdy

A co mi tam, w końcu to jedyna taka okazja.


  Garść słów w rozsypce, kilka mało wartościowych myśli i szał otępienia. Zwariował. Kilku mistrzów gatunku czuwało nad niespokojnym snem kretyna. Równowaga niebios zapanowała, po srebrzystej aurze przyszedł czas na mrok i cień. Całun objął cały świat swoim długim welonem z krypty. Wstał z plątaniny listów, piór i słów. Przeciągnął się od razu siadając za listem i czytając ponownie treść. Zakrzepła pieczęć jeszcze bardziej bordowiała znaczona czasem i tym, że była otwartą raną wciąż sączącą trującą posokę. Spojrzał przez okno z uczuciem bezsensowności tego co robi. Tam zastały go dwie gwiazdy. Jedna z nich dogasała, a druga wręcz strzelała snopem światła i blasku.
  -Znaczy się, pora zasiadać do kolacji- powiedział sam do siebie lustrując pomieszczenie. Jeszcze będzie pięknie i będzie wspaniale, nie przejmuj się pieprzem w duszy i skazą na czole. To ona krąży w tam gdzie powinna, a twoja wola jej nie zatrzyma. Przenosi wszystko co gra w głębi ciebie, rozsadza emocją i marzeniem. W końcu pieczętuje listy... -Dlaczego moja? Nawet te, które powinny błyszczeć żelazem Innej istoty? Nie wiem-.
  Zapisał kilka kartek słowem bez sensu. Goniec czekał pod oknem na wietrze i śniegu, on był zawsze gotów. Dominik też był gotów, jednak gotów nie był. Dlaczego? Również nie wiedział. Uścisnął tylko swoją dłoń, spojrzał głęboko w oczy i pokiwał głową w geście żalu i smutku.

  -No cóż, trzeba jakoś wyglądać- powiedział kończąc kolejną butelkę Życząc sobie... Czego sobie życzył?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz