piątek, 19 marca 2010

Bulwar zachodzącego słońca

Jednak kiedy ***** zawsze jest wspaniale i tego sobie życzę...



 Pierwsze wieści zza wielkiej ściany były wprost wspaniałe. Intryga się wyjaśniła, wszyscy z uśmiechem na twarzy, a Dominik nawet ze łzami opuścili scenę życia i nowego życia. Anegdoty krążyły jeszcze przez wiele lat, kto wie czy nie po kres istnienia. Płomień zagrał w oczach Dominika, a ciepło przemknęło przez pomieszczenie zrywając gobelin, podrywając zasłony do erotycznego tanga i wzbudzając wszelkie opatrzności tego miejsca. Ktoś krążył po okolicy poruszając zmarłych i żywych, mrocznych i świecących, szalonych i radzących sobie z manią. Nieznana karczmarzowi moc igrała z uczuciami i fantazją to pobudzając ją, szargając do granic wytrzymałości, to znów besztając i uciszając pod groźbą wiecznego potępienia i hańby, bo śmierć przecież byłaby nagrodą. Powiał lekki wiatr, a może... a może to nie był wcale wiatr. Zdawałoby się, że materialna postać krążyła po karczmie, pieściła i głaskała po karku, pozwalała się rozmarzyć. To znów jej kroki rozbrzmiały w innej części sali. Ponownie fantastyczny zapach jej urody i wdzięku przeszył świat ponad głowami. Po chwili już za oknem tej pięknej wiosennej nocy rozpuszczone włosy falowały to blisko to daleko, zaraz na granicy lasu. Poświata biła na nieoświetlony pokój.
  Dominik oddał się magii całkowicie, odchylił do tyłu, pozwolił delikatnym dłoniom na wszelkie czary i rytuały, pragnął tego finezyjnego płomienia i rześkiego chłodu poranka kiedy sam na sam w blasku wschodzącego słońca jej cień wyznaczałby granicę rzucony wprost na wciąż mokrą od rosy i nie tylko pierś karczmarza. Światło słońca raziło oczy, zmuszało do zmrużenia i słusznie, bo wystarczyło jedynie...
  Bulwar płonął jeszcze niedawno, kilka chwil temu. Teraz, skąpany w mroku rozbrzmiewał jedynie rytmicznymi krokami. Zakończyło go ciche zbliżenie dwóch... kieliszków. I mimo nocnej pory bulwar znów zapłonął.
  Teraz stał samotnie, wspaniałe godziny dni wieńczących tydzień odeszły w zapomnienie, tak gorliwie wyczekiwane. Bulwar tonął we wschodzącym słońcu, poruszony setkami kroków, błędnych uczuć i prostych myśli. Jego płaszcz, częściowo rozpięty lekko falował na wietrze pędzącym na południe.
  Błogość minęła. Dobrze się czasem rozmarzyć i odpłynąć do krainy, która nie powinna nas zawodzić. Mimo to był zdziwiony nagłym ulotnieniem się sennego marzenia... Mimo to, wierzył, że sny się spełnią i dokonają przeznaczenia... Chociaż to zbyt wielkie słowo.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz