wtorek, 19 stycznia 2010

Strzała, która rani głęboko...


  Nierówne, częściowo zasypane ślady wiodły po trakcie wprost do niewielkiego, kamiennego kościoła ukrytego pośród starych i nakrytych jedynie śniegiem drzew oraz pnącz. Szlak wyznaczany przez odciski butów poprzecinany często był również większym obszarem wygniecionego śniegu. Wielokrotnie zabarwionego na bordowo... Niespokojny duch plątał się po okolicy zważywszy, że wichura wspaniale maskowała jego obecność i bez najmniejszych przeszkód mógł wypatrywać nieszczęśnika umierającego na drodze w nieznane. Szaro-popielata, chłodna i niematerialna zjawa poleciała więc w kierunku, który wskazywały ślady oraz zapach, uwielbiony przez potępione byty astralne: zapach śmierci. Możliwość przyjęcia w swe szeregi kolejnego nieszczęśnika doświadczonego przez życie, ograbionego przez świat, straconego przez los. Tak, z pewnością te określenia trafnie charakteryzowały Dominika.

  Kościół, a po prawdzie ruiny kościoła z zapadniętym częściowo dachem oraz uszczuploną gdzieniegdzie o kamienie północną ścianą wyglądały jak miejsce z najgorszych koszmarów, nie tylko tych sennych, ale i tych bardzo bliskich i wpływowych: śnionych na jawie. Wstępu do środka broniły grube, o dziwo trzymające się świetnie, dębowe drzwi przywodzące na myśl wrota piekła, zarówno z koloru jak i zdeformowanych zdobień. Rozbity witraż ponad wejściem głównym był jednak o wiele bardziej atrakcyjnym, a na pewno wielce efektownym sposobem wejścia do środka. Nie wiedzieć dla czego śmiertelnicy na wypadek kontaktu z bytem pokroju ducha wyczuwali wewnętrzny strach, niepokój i śmiertelny chłód. Więc po co u diabła od razu objawiać się temu straceńcowi przez drzwi, kiedy można wysłuchać wpierw jego żali i smutków. Z tego właśnie powodu, przenikając przez resztki świętego obrazka przedstawiającego najprawdopodobniej Świętego Aleksego z listem w ręce zjawa osiadła na piętrze. Piętro mieściło stare, klasyczne i zapewne diablo drogie organy. Szczerze mówiąc to co po organach zostało, bo teraz niegdyś piękna klasyka dziś przedstawiała obraz nędzy i rozpaczy. Między wyłamanymi partiami balustrady miało się wgląd na nawę główną kościoła. Połamane, ułożone w nieładzie, często nadpalone i zrąbane ławy były jednym ocalałym meblem. Ściany z grubego kamienia nie przywodziły na myśl sakralnej budowli, a raczej piwnice lochu czy izbę tortur wręcz ponieważ fragmenty obrazów oraz rozmazane malowidła przypominały raczej zaschnięte strużki krwi i maszyny śmierci nie zaś Drogę Krzyżową i sylwetki apostołów. Ołtarz natomiast mógł naprawdę przywodzić na myśl ołtarz, bo światło wcierające się przez luki w ścianie wyglądało niemal jak dawane przez Najwyższego. Właśnie jedna z takich smug padała na klęczącą pośród śmiecia postać. Szeptane z trudem słowa mogły wskazywać na modlitwę odchodzącego w zaświaty człowieka. Wędrowiec chwiał się, wprawne ucho zjawy i wszystkowidzące oko dostrzegły, że często przerywał mowę, mrużył oczy i dyszał ciężko. Zaciekawiony zjawiskiem oraz oczywiście treścią ostatniej woli i zwierzenia duch popędził co rusz w stronę ołtarza. Nie chcąc jednak być zauważonym, a na pewno zbyt wcześnie zachował ostrożność i sfrunął między zniszczone ławy oraz sypiący się konfesjonał. Słowa nadal były zbyt bardzo wytłumione, a ruchy ust nie dawały pełnego obrazu sytuacji. W końcu postać uniosła głowę spoglądając na zasnute chmurami niebo. Kilka śnieżynek opadło na ramiona modlącego się. Chłodny wiatr zgasił tlące się ledwo-ledwo świeczki w oczach samotnika. Nie porwał jednak łez płynących jakby z niechęcią i trudem po przemarzniętych i sinych policzkach. Mina nie wyrażała z pozoru nic, a była jednak pełną odpowiedzią na wszystkie pytania. Duch postanowił ujawnić się i objawić. Jednak Dominik wiedział dobrze, że coś lub ktoś krąży nad nim od wielu dni, miesięcy, a nawet lat. Czuł, że coś obserwuje kroki i poczynania. Przygotowany był nawet teraz na odpowiedź.

  -Odejdź! Teraz nie potrzeba mi już twej obecności. Uciekaj w mrok, gdzie twoje miejsce! Szerz swe panowanie tam, gdzie uważasz za słuszne. Mierz dalej swoją miarą, przeklęty niegodziwcze, niszcz życie i psuj myśli jak do tej pory robiłeś z niewiarygodną precyzją. Uśmiercaj przeznaczonych, kultywuj przeklętych i sprawiających ból! Uciekaj! Zejdź mi z oczu i nie wracaj! Bądź przeklęty Kupidynie!

3 komentarze: