środa, 13 stycznia 2010

Po uszy w uczuciu

Słowem wstępu: chciałem zaznaczyć, że niżej umieszczony utwór zajmuje specjalne miejsce w moim życiu, podobnie jak...


 -Dobrze usłyszałem?! Ty chcesz swoje prawa tutaj wprowadzać i urzędy piastować?! Mnie na zbity pysk do zimnych lochów wrzucić i od przeklętych wyzywać? Nigdy, jak mi życie miłe, nigdy! Zrozumiałeś?- powiedział, chociaż to bardzo skromne, karczmarz do inkwizytora Macieja. Ten nie przejął się zbytnio ekspresją Cyca i z najwyższą ignorancją wciąż obracał złotą monetę między palcami. Kiedy niezręczna dla zebranych cisza dała się we znaki nawet i jemu szybkim ruchem pochwycił pieniądz w dłoń ściskając go z wyższością i pogardą. Co nie znaczy, że złota nie pożądał, ale to już osobna historia. Maciej podniósł wzrok na Dominika, który zdenerwowany i nie lada zagubiony siedział po drugiej stronie stołu niecierpliwie pociągając z kufla. Oczy inkwizytora były ciemne oraz mgliste, przez półmrok ten, zmącony jakimś duchem zagubionym nie przemawiało żadne uczycie czy życie. Tak przynajmniej się w tej chwili wydawało wszystkim tym, którzy w jego bezdenne oczy spojrzeli.

-Więc mówisz, że przybytku tego na chwałę Boga nie oddasz...- powiedział równie ozięble co jego spojrzenie

-Jednak ja twoje zmartwienia, człowieku małej wiary, rozwieję w mig. Oddasz i to po dobroci. Nie rób takich min, nie masz tutaj nic do gadania. Moja wola nie jest z tych, które można łatwo zmienić. Jesteś nikim w porównaniu do mnie i mojej potęgi. Nie liczysz się w rozgrywce. Och, ja rozumiem, że chciałeś dobrze, a intencje twoje wydawały się wielkie. Musi do ciebie jednak dotrzeć, że przegrałeś i właśnie jesteś na straconej pozycji. Teraz wyjdziesz z tego pomieszczenia ze spuszczoną głową. Zabierzesz ze sobą płaszcz i nigdy więcej nie wrócisz w te strony. Chyba, że jako ciało bez ducha.- rzekł całkiem spokojnie i bez jakiejkolwiek modulacji głosem inkwizytor. 

 

  Do karczmarza docierały pojedyncze słowa. Ostatnie z wypowiedzianych przez Macieja obiło się akurat o drewniany, skąpany w mrocznym świetle świecy strop, przeczesało wiszącą na ścianie skórę z lisa wzbijając w górę tumany kurzu aby ostatecznie dotrzeć do umysły Dominika. "Duch" pomyślał, "Jakże bardzo mi go teraz brak... Gdzie jesteś mój jedyny przyjacielu, ty który zawsze byłeś ze mną? Czemu teraz nie oczyszczasz myśli i nie pokazujesz jak postąpić? Czemu opuściłaś mnie przyjaciółko nadziejo, wśród jakich puszcz kryjesz się Ty, wolo nieograniczona"

  Poprawił kołnierz, a kark otulił ciepłym futrem. Śnieżynki smutno i bez niegdysiejszej finezji opadały na ramiona samotnego wędrowca. Śnieg skrzypiał pod podeszwami wysłużonych butów, a księżyc wyglądając czasem zza chmur, które zasnuwszy sklepienie niebieskie za nic nie chciały odpuścić, rzucał tylko swe smętne oblicze na przegrywającego życie człowieka. Dominik maszerował więc powoli aby uciec jak najdalej stąd. Szedł ze spuszczoną głową, wystawiony na szyderstwa i obelgi. "Może rzeczywiście jestem skazany na potępienie" pomyślał wspominając ostatnie dni swojej marnej egzystencji.

  Nie wiedział kiedy upadł na skutą lodem drogę. Szczerze mówiąc cudem było, że szedł drogą ponieważ nie lada wyczynem i wymagającym poklasku szczęściem okazało się odszukanie traktu w tej spadającej znienacka zamieci śnieżnej. Zrezygnowane łzy nie chciały nawet płynąć, a klątwy szargać powietrza swoim wydźwiękiem. Nawet usta nie wyrażały grymasu bólu i nieszczęścia. Drętwiejące i bezwładne ciało nie zareagowało też na zbliżającą się grupę konnych. Po prawdzie to nie było chyba na świecie osoby spodziewającej się jakichkolwiek podróżnych podczas takiej straszliwej aury zimowej i zabójczej pogody. Trudny do rozpoznania z oddali orszak był, jak się okazało nie lada orszakiem. Bogato zdobiony i chciałoby się rzec ogłoszony przez herolda. Zapewne tak by też było jednak herold odchodził od zmysłów w odległej osadzie dopadnięty przez chorobę i niemoc. Tak, zdecydowanie niespodziewani podróżnicy byli znacznymi personami. Ha! Kto wie, może nawet to rodzina Królewska*?


*Pisane specjalnie z dużej litery.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz