poniedziałek, 31 maja 2010

Znów zamieć



Wiecie, i to nie jest ważne, że mowa tu o Błyskawicy, Burzy, albo Pozorach. Tak samo niewiele zmienia się sprawa kiedy odniosę to do Jeziora, Nimfy i Ishtar. To jest po prostu świat wymyślony, żyje jedynie w mojej głowie więc dlaczego do cholery znika?

  Dominik podniósł się z podłogi, nieco potłuczony i zdezorientowany. Myśli wróciły na tyle szybko i boleśnie, że przyniosły świeże informacje i niezaśmieconą niczym prawdę. Pachniało sosem czosnkowym. Z oddali dobiegał dźwięk tłuczonego szkła, opadającego krzesła czy ławy oraz kilka nieco głośniejszych grzmotów. Każdy głupi obstawiłby opitego biesiadnika. Każdy głupi wygrałby wtedy fortunę w zakładzie. Każdy głupi nie skomentowałby sytuacji. Każdy głupi żyłby dalej i kroczył pewnie ścieżką dochodowej głupoty. Cyc nie był głupi, a tak mu się przynajmniej wydawało...
  -Wiesz, że czterech mężczyzn w średnim wieku zostało porwanych podczas obrad rady miasta... Tutaj, niedaleko- mówił stary Zawydło do swojego towarzysza, jeszcze z czasów wojny domowej. -Podobno jacyś młodzi gotują się do walki z rządzącymi. Ha! Szykują się zmiany Bonifacy, ciekawym czy dane nam będzie spoglądać na nie stojąc o własnych siłach...- zakończył dziadyga sapiąc niemiłosiernie nad pieczenią.
  "Na zamku Mongraf zjawił się dnia 15 maja szlachetnie urodzony pan Jan z Obuczy. Gościł u miłościwie nam panującego księcia Roberta dni 4 i tyleż samo nocy. Wyjechał prędko, zażywając gościnności, wygód i zabaw, bo warto nadmienić, że bale urządzane były z nocy na noc. Nic dziwnego, święto córki wielmożnego Roberta świętem całego księstwa" pisał w swej kronice mnich z zachodnich krain. "Otóż zaraz po wyjeździe zauważony został ubytek w skarbcu. Nic dziwnego rzekłby każdy głupi, wszak uczty ciągną za sobą konsekwencje. Jednak ubytek na tyle został przypisany złej mocy, że opiewał na rodowy klejnot i nie lada gratką było ów posiadać... Nie trzeba było wiele czasu aby powiązać tajemniczą wizytę Jana z Obuczy z ubytkiem w skarbcu. Trochę jednak więcej potrzebowali rodzice, dwór i medycy aby ujrzeć "zniknięcie" innego klejnotu acz nie pozbawione przybytku... w innym skarbcu."
  Dzionek wstawał rześki. Uciekające przed wiatrem chmury odsłoniły błękitny nieboskłon przeszyty promieniami słońca. Stary młynarz budził się po całonocnym święcie.
  Rześki dzionek zbliżał się ku końcowi. Uciekające przed wiatrem chmury zakryły czerwony nieboskłon przeszywany promieniami dogorywającego słońca. Stary młynarz zasypiał po kilkudniowym święcie, a codziennie przecież było coś godne świętowania.
  Karczmarz od dłużej chwili opierał się o ladę. Nieco się kleiła, a lewa jej strona była wystarczająco obita i zmęczona egzystencją, że wymagała napraw. Wszystko to jakoś, łącznie z całym światem, omijało Cyca, szukało posłuchu w innym miejscu. Zapewne znajdzie się ktoś, kto tego uważnie wysłucha i wspaniale opisze. Jedna jednak myśl trawiła i pochłaniała Dominika bez reszty: "Czy koniecznie półidiotom, musi się ułatwiać życie?"

I z tym niedokończonym tekstem zostawiam Was na kilka dni... Nie przejmujcie się. Mój stróż śpi sobie spokojnie, bo znalazł inną hierarchię wartości... Może to i lepiej?

*Ostatni cytat: Andrzej Waligórski - "Stróż Jasia" - polecam, podobnie jak inne teksty

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz