wtorek, 25 maja 2010

Pie?

 
  -Wiesz- zaczął swoją opowieść karczmarz - byłem kiedyś w odległych stronach. Wędrowałem po odległych granicach świadomości, zwiedzałem zapadnięte świątynie kamienne, górskie stepy przepasane wąskimi ścieżkami lodu, biegłem niczym ogień przez lasy nieprzebyte, a królował mi księżyc, zew i joik. Kiedy w końcu mojemu zmęczonemu spojrzeniu ukazał się w blasku chwały i wspaniałości dom skąpany w łąkach zamarzniętych odetchnąłem tym zimowym powietrzem, wiedzieć Wam trzeba, że to zima była.- tutaj Dominik przerwał na moment przypowieść, bo pociągnął obficie z kufla stojącego tuż przed jego nosem. Krystalicznie złoty płyn popłynął i... wiecie jak to dalej jest. - jak rzekłem poruszył mnie widok ten niezmiernie. Mmm... spędzonych późniejszych dni opowiedzieć nie podołam, bo wiele snów i mar przewinęło się przez te oddalone bardzo stepy, śnieg topniał nadwyraz szybko, demony i skrzaty leśne ulatywały z wolna. Uniesiona raz nawet strzecha chciała odlecieć, ale mocno trzymana jeszcze pokrywą niestopniałego całkowicie lodu została. Kreśliły zatem strużki deszczu wzory na okiennicach, a po chwili nawet słońce wspierało władczynię domu oraz wędrowca - chciałoby się powiedzieć, że tutaj, notabene przy kolejnym łyku, karczmarz uśmiechnął się... Równie możliwe jest to, że był to refleks świetlny czy uznanie dla trunku.
  Rozmowa leciała jeszcze długo, snuta jak gawęda i zamknięta niczym ostatnia wola marynarza z tonącego statku pochowana w butelce taniego rumu.
  -Taniego rumu bych nie wypił- odpowiedział jeden z biesiadników kiedy przybysz z północy wspominał swoje wyczyny w karczmie. Inny znów parsknął śmiechem na kwestię kulbaczenia konia po kilku głębszych przez gońca królewskiego. I było znacznie więcej przypowiastek, a to o malarzu, który uwieczniał smutne kobiety, później chędożąc wesoło i grzebiąc w ogródku. Nadleciał niskim pułapem sen biesiadnika, gdzie plony były niesamowicie obfite, bogate w złoto i srebro, przepasane bursztynem, skropione bimbrem.
  A Cyc tak słuchał i słuchał i kruca zech smutno mu się zrobiło. Powiedział w końcu -Nie, Panowie! Też się wam zachciewa lania w gardła, a później głupot z ust. A ruszyłbyś sam, zrobił jak myślisz, a jak już skończysz to przyjdź i napij się ze mną, bo mnie tak od kilku dni suszy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz