sobota, 26 czerwca 2010

Nieskończone łąki



A jeśli wolo mi się zaśmiać, to będę śmiał się tymi słowy:
"It seems you prophesised all of this would end
Were you burned away when the sun rose again?"



  Nieskończone łąki, biegnąc przez krainę odległą i magiczną w swoim uroku, oblewały wszelkie zabudowania, zagrody i niepozornie szemrzące strumyki. Zamykając horyzont, gdzieś na krańcu świata, który mało kto chciał poznać, a na pewno doświadczyć, przemknęły przez dwa, samotnie stojące i marznące na tle zaniesionego chmurami nieba, głazy. Jeden tylko ślimak, będący w podróży odwiecznej, przeciął więź między głazami. Później głazy skropiła krew gronowa, uderzająca do głowy, otwierająca zmysły oraz usta. Jeśli już o ustach mowa, to powiem i tym razem, że właśnie kryształ jest im bliższy niż suche i płonące wręcz, atakujące znienacka (...).
  Ślimak dalej podążał swoją drogą, zapewne do miejsca, gdzie czekała go radość, uniesienie i rzewne łzy, miejmy nadzieję, że właśnie łzy radości. 
  Kryształ spotkał się z kryształem, a zieleń znów zaszumiała, popłynęło kilka mało znaczących w swej głębi słów, ale przecież to nie one były przedmiotem bycia. Wtem jeden z głazów znów pozostał osamotniony, kiedy drugi otrzymał kolejną towarzyszącą duszę. Jedna z tych dusz wierzyła, że jeśli nawet ciało opuści te granice, nawet nieskończone, to dusze pozostaną jeszcze jakiś czas, skropione słońcem, zaciekawione wiatrem... Magia istnieje, powiedziała kiedyś wróżka głosem niespokojnym. Jeśli rzeczywiście, to tak powinna wyglądać jej poza, rzeźbiona przez mistrza dłuta. Kilka spojrzeń, uśmiechów czy uniesień dłoni, wskazania ścieżki prawdziwej czy tej wspomnianej.
  Trudno jest mówić, trudno opiewać... Wspomnij, jeśli dotknęła Cię czytelniku ręka wróżki, przyjdź do niej ponownie, jeśli tylko ujrzysz na niebie gwiazdę poranną... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz