poniedziałek, 28 grudnia 2009

Okres niepewności





Wieczór jak każdy w tych stronach. Wiało jak diabli, okoliczne okiennice z wątpliwej jakości drewna strzelały o ściany domów. Pomimo znacznej odległości w stojącej na uboczu oberży Pod Wspaniałym Cycem dochodziły przeróżne odgłosy "cywilizacji".
Kolejna szczapa wysuszonego na wiór drewna wylądowała w kominku, którego płomienie wesoło ogarnęły nowego członka załogi... Pochłonęły go na wieczny spokój i służbę pośród wiekowych braci i sióstr.
"Ech" stęknął potłuczony i obolały Cyc kiedy podniósł się znad paleniska i wolnym krokiem, tupiąc ciężko powlekł się na piętro do prywatnych pokojów.
"Wrócił niedawno z polowania wielkiego... Ponoć go zwierz wszelaki mocno sponiewierał" mówił wierny gość lokalu oblizując wargi i odstawiając kufel. Ten zadzwonił metalowym obiciem o ławę i wprawił w ruch inne, sąsiadujące z nim naczynia. Siła jednak nie była na tyle duża by unieść je i ustawić w pozycji mogącej zagwarantować przelanie się złocistego płynu w gardziel biesiadników. Ci jednak dopomogli i podołali temu wyczynowi rzeczowo potakując na twierdzenia ustanawiane przy stole.
Bard znów zaczął koncert i napełnił pomieszczenie nieznaną dotąd melodią o dzielnym wojaku, który kładł wrogów nie ostrzem czy pociskiem, ani skrytobójczym sztyletem, a magią i urokiem. Ballada mówiła o wierze w bóstwa dawno zapomniane, a wciąż mające władzę nad światem... O prawie natury, które dalej zbiera żniwo nieprawych wyznawców... W końcu mówiła o sądzie, który spadnie na nas i zmierzy każde sumienie swoją miarą, specjalnie do nas dostosowaną, sprawiedliwą.
Zasłuchani w prawdzie i mądrości płynącej z ust minstrela oraz jego lutni obecni w gospodzie zostali wyrwani z tej chwili spokoju ducha.
"Byleby tylko nikt nie zauważył" pomyślała stojąc na wietrze przed dębiną drzwi, które powoli pchnęła by wejść do środka. Pomimo, że chęci były wielkie to rzeczywistość wzięła górę i w pomieszczeniu rozległo się skrzypienie wrót, a zimne powietrze obiegło wszystkich zasłuchanych w muzyce szybkim lotem. Płomień w kominku przygasł i zatańczył tango z aurą zimową. Zespolił się w miłosnym ścisku i poddał euforii samemu zatracając duszę jednak magia uczucia była silniejsza.
Dwa kroczki małej dziewczyny rozniosły się po karczmie. Każdy wyważony i pełen gracji. Chłód znikł tak szybko jak się pojawił, a ogień w kominku pogrążył się w smutku niemal całkowicie gasnąc. Oczy zza kufli zwróciły się na nowoprzybyłą duszę, a grajek zanucił spokojną melodię całkowicie przerywając koncert. Młoda pomocnica Cyca podbiegła do zmarzniętego i osłabionego gościa spoglądając w oczy. Kobiety wymieniły niezdecydowane spojrzenia po czym karczmarka westchnęła z okazaniem rezygnacji i opuściła ramiona. Tylko głową w niedbałym geście wskazała na piętro.
"Tap-tap" zastukały schody na górny poziom oberży. Włosy dziewczyny opływały jej biało-zieloną zwiewną suknię rzekłbyś zlewając się z materiałem. Dziewczyna wydawała się ulotna i zagadkowa... Mało rzeczywista i astralna... Jednak była.
Drzwi prywatnego pokoju Cyca cicho zaszumiały, a zapach atramentu uderzył wchodzącą do środka... Lecz tego, nikt poza nimi nie wiedział.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz