poniedziałek, 6 grudnia 2010

Rosa rubicundior

  Mgła nie pozwalała widzieć dalej niż na wyciągniecie ręki. Zaginała czas i wyobrażenie o przestrzeni, niszczyła stworzenie już w zalążku, bo mamiła oczy, uszy i szukające niewidzialnych drogowskazów dłonie. Biegając z potworami i cieniami, a potwory dobrze wiedzą, że najlepiej w mroku…Ciszę przerywało jedynie bicie serca i nierówny oddech. Przywodziła ona na myśl uśpioną moc natury, budzące się ze spoczynku duchy, pamiątkę poprzedniej zimy, wspominała jak kiedyś można było przysiąść na próchniejącym płocie czy pieńku i zapłakać nad losem Kupidyna. Teraz mogłeś jedynie paść na twarz i odejść w zapomnienie. A jakby tu szczęście było, odejść smętnie. Cóż chciałeś zostawiać?
  Zaspy i krystaliczne śniegi wszechoceanu, jego niezmącona niczym tafla, po której Powiew Wiatru, jak ten zwiastun śmierci, mknie i zaciera ślady oporu, lodowy uścisk kochanka, wiecznie pochłoniętego wizją bezgranicznego uczucia. Dokładnie tak wyglądała zima i tego roku… Tańczące zorze podobne do wyobrażeń i chęci człowieka. Barwne i rzeczywiste niczym czarno-białe nieme filmy, bo z zamysłu piękne i prawdziwe. Zapewne twórcy chcieli dobrze.
  Kiedy już uciekniesz przed losem, choć ja nazwałbym to śmiercią duchową, napotkasz na swojej drodze samotne drzewo, brzozę przysypaną grubą warstwą śniegu. Mroźny wiatr rozwieje twój szal, a płaszcz opadnie z ramion. Włosy zaśpiewają starą pieśń, której nauczyły się, kiedy pędziłaś na Nocnej Klaczy, a powieki zacisną się mimowolnie od eksplozji emocji. Zatopisz ręce w gwarancji wiecznego snu i zechcesz wzbudzić ponownie je do życia, bo i Ty przez nieprzerwaną walkę odkryłaś ten ciąg liczb i słów. Lecz drzewo nie przerwie swego cyklu, nie odkryje tej witalności człowieka, a Ty nie zrezygnujesz. Ktoś przegra, ucierpią oboje…
  Powroty są z natury ciężkie, bo i nienaturalne, sprzeczne z podjętą wcześniej decyzją, a więc i drogą życia. Tym niemniej istnieją i trwają, a to dzięki ludziom i ich wytrwałości. Tak przynajmniej sobie wmawiam.
  Miło było ponownie siedzieć w przytulnym zaciszu karczmy z wiernym kompanem-kuflem w dłoni. Trwać otulony ciepłym kocem na podniszczonym fotelu obitym skórą o aromacie przypraw korzennych. Obserwować ideały i marzenia zza okna, które oddziela cię od tego wszystkiego, co właśnie przetrwałeś i o czym kiedyś marzyłeś. Zamknąć na chwilę oczy i pogrążyć się w ostatecznym rozrachunku. Zdecydować samotnie o słowach i czynach, tych nieadekwatnych, bezsensownych, raniących dotkliwiej niż ostrze.
  Miło było otrzymać uśmiech od myśli i słodkie zaprzeczenie swoich rozważań.
  Miło było spędzić sobotni wieczór pośród życzliwej twarzy, cudownego wspomnienia, tworzącego się zarazem, oraz akompaniamentu ognia wykrzesanego z nie zawiedzionego romantyzmu.
  -Miło było- wspomniał.
  A wszystko to, aromat korzenny, który pozostał w pamięci, słodkie zaprzeczenie myśli wzbraniające przed targnięciem się na życie oraz ogień romantyzmu, a wraz z nim ciepło serca, tworzyło idealne tango dwóch dusz podczas orgii. Miłość? Nie, grzaniec…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz