sobota, 16 października 2010

Córa czasu poczęta w przypadkowym i krótkotrwałym romansie ze zbiegiem okoliczności



  
If I'm a river then you're the sea
Somewhere you'll find me
Alone swimming here in the ecstasy
 
 

 
  Ciemne smugi przemierzały szaro-bure niebo. Wielkie, groźne i pomrukujące w oddali chmury zbliżały się do klonowej alei, która biegła wzdłuż cichego strumienia. Złote i brązowe liście, zdmuchiwane przez wiatr, umykały przed aurą bijącą od dwóch postaci. Kroczyli pewnie po brukowanym szlaku swojego spotkania, który po kilku minutach spokojnego spaceru przeradzał się w odwieczną ścieżkę leśną. Nigdzie nie spieszyli się w swoim marzeniu, bo przecież noc była jeszcze w powijakach, kiedy mijali kolejną marmurową ławę... Zapewne sprzed setek lat. Rzucili krótkie i nic nieznaczące spojrzenia na rozpalającą się z wolna latarnię porośniętą obumierającym pnączem. Nikły jej blask otaczał opieką zmęczone podróżą myśli i powiewy, a aksamitna magia mogła spokojnie zaszyć się pośród przebłysków, między konarami starego klonu.
  Dwie postaci spacerowały dostojnie i z uroczym akompaniamentem jesiennego przesilenia odnajdywały nowe, niezbadane dotąd miejsca w tym parku jak i myśli czy fantazje w największym konserwatorium piękna, ekspozycji urody oraz wystawie sztuk tajemnych... W swoich umysłach. Odkrycie było na tyle zaskakujące, że zwieńczyło je jeszcze bardziej urokliwe wydarzenie. Pośród...
  Pośród rytmicznie malujących się konarów wypłynęła łódź z tylko dwoma pasażerami. Będąc szczerym to pasażerem i finezją zwaną kwintesencją marzenia sennego. Wilkołak, więc zmierzył spacerujących pośród zapadającego już mroku spojrzeniem wymownie zazdrosnym i oburzonym. Przecież to on nocnym swoim zwyczajem zasiadał za smolistym pianinem. Nic jednak nie grał, bo rytuał przejścia między światami nie pozwalał na odzwierciedlenie zwierzęcej duszy w ludzkiej formie. Kiedy jednak nadchodziła pełnia, wilczysko nie traciło...
  Czasu mierzyć przecież nawet Chronos nie zdoła, podczas wędrówki pośród uniesień i ciepłych słów mijają wieki niczym spadający wieczorem liść, którego pożegnalny promień słońca nie utuli do snu, bo przysłonięte chmurami i ręką podłego Wilkołaka jest. Przeminęła północ, godzina znać o sobie daje chłodem. Czmychnęli mieszkańcy lasu, przypatrujący się zza pni i niewielkich iglaków pachnących świeżo widowisku. Improwizowane mowy, niebagatelne słowa i podobne bogini komplementy. Zwierzenia w myślach jedynie. W praktyce ponad wszelkiego...
  Wątpliwego wręcz i smutnego poranka niebo zasnute było tymi samymi chmurami, które nocą towarzyszyły Cycowi na przechadzce. Do tej pory rzeka płynęła w Tobie, tak to widziałem, kiedy spojrzałaś pierwszy raz w moje oczy. Teraz już ja jestem samotnym oceanem oblewającym wszystkie lądy i plaże. Szkoda, że, cytując samego siebie z tego tekstu, "pośród czasu wszelkiego" nie odnalazł nikt chwili i chęci...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz