środa, 8 września 2010

Ballady o Valen




  Słuchając licznych opowieści, które krążyły po kraju niczym te bajania starego i zmęczonego dziada można dojść do wniosku, że jesienią to jedynie zebrać żniwa na wszelkich frontach, zabarykadować drzwi wysłużoną kłodą, otworzyć piwnice pachnące, czy też mało zachęcające odorkiem i pustką, tym, czego za rozkwitu i lata udało nam się ją wypełnić. A wypełnić mogliśmy ją owocami pracy, uniesieniem ducha czy też namiętnością serca. Znajdzie się tam też dużo miejsca na doświadczenia i przeżycia, bo wszak wspomnienia nijak wpuścić w chłody podziemi, lepiej w ramkę oprawić czy też na starej ławie wyryć albo w szufladzie schować, tak jak autor to właśnie czyni, zostawiając je tej jedynej. Nie zapomnijmy o psie wiernym, który marznie pod budą swoją. Potrzebny nam będzie, wpuśćmy go za próg ciepłej chaty, a wraz z nim i nasze porażki przygarnijmy. Ogrzeją się one przy nowym ognisku, pachnącym jeszcze żywicą niedawno ściętego świerku, bo tuż-tuż zbliżają się wieczory długie i ciemne. Porozmawiamy z zebranym tłumem, owocem roku naszego. A jeśli, z kim rozmawiać nie będzie, bo nam się powiodło, a porażek nie akceptujemy w naszej pysze, to, chociaż psina ubawu będzie miała po pachy z durnia, jakim jesteś myśląc jak wyżej.
  Jeśli już szczelnie zamknąłeś się w swojej norce, okna ociepliłeś brunatną szmatą, drwa naznosiłeś, aby nie trzeba było uszu przemrażać wyjściami w bór ciemny to możesz zaparzyć sobie herbatkę, obficie maliną bordową i słodką udekorować, po czym w fotelu przed kominkiem zasiąść i zasnąć spełniony i uradowany dobrym rokiem.
  Kiedy już przyjdzie mróz pierwszy i śniegi pierwsze być musisz gotowy. Przebrnąć przez nie trudno, a niejeden drogę pogubi i na zatracenie pójdzie, dobry chłop, szkoda by go było. Zatem, jak już mówiłem, przygotuj grube pościele, sakwę rozwiązać możesz, bo piwa w ciepłej i zadymionej gospodzie trudno sobie żałować, a i coś gorącego, pieczystego podjeść można. Oj, zimą to i nieba bywają ciekawe i kolorami opływające, wichry dmą niczym rozpędzone bestie, jakie leśne, czasem nawet takie przypominają, i straszą dzieci i baby po domach. Nie straszne jednak nam one, moi drodzy kompanii, bo my twarde ludziska są i zawsze rade damy...
  Tak to właśnie rozmawiali w karczmie "Pod Wspaniałym Cycem" bywalcy, przynosząc nowe to bajania z różnych, odległych również stron. Ziarno prawdy w każdej z nich tkwiło, głęboko zakorzenione w mentalności i tradycji rodzinnej i społecznej. Wiele z nich przechodząc z ust do ust nabierało nowych to znaczeń, przewartościowywało się, a i nawet obracało w modne ostatnio żarty, których przytaczać nie wypada w ładnej balladzie...Jeśli już o balladzie mowa to śpiewał bard, podpity z deka, że choć pory się zmieniają, my wciąż trwamy w naszej odwiecznej postaci, bez zmian. Rację miał? Nie miał może? Śpiewał, że serca wciąż płoną z pragnienia. Ale czym nasze pragnienia? Sam nie wiem. Może przynajmniej ogrzeją nas tej zbliżającej się zimy.
-Czego i Wam życzę!- Krzyknął karczmarz znad lady do ucztujących w głównej sali. Kilku wypiło jego zdrowie, po czym wróciło do poprzednich zajęć, a szczęk kufli leciał po gobelinach fioletowych i błękitnych, które wisiały po ścianach. A blask świec, tłumiony atmosferą przyjazną, ginął ostatecznie przy drzwiach wyjściowych...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz