środa, 30 grudnia 2009

Wstrząsające wieści



Oberża ostatnio opustoszała... Nikt nie przechadzał się po sali, ciężko było dojrzeć stół, na którym ku uciesze właściciela lałoby się wesoło piwo, a rozmowa toczyła się w najlepsze. Nawet brzdękanie barda siedzącego pod ścianą znikło w oddali niczym cudowny ptak zrywający się do lotu i naturalnej kolei rzeczy jaką jest odlot w inne tereny... Do nowego i lepszego życia. Właśnie pozamykano okna, bo drzemiący za barem odczuli chłód dnia dzisiejszego. Na zewnątrz natomiast, pośród nieprzebytych śniegów (bo nie było nawet chętnych na uprzątniecie i białego puchu z frontalnej strony karczmy) grupa wesołych i rozpromienionych dzieciaków płci obojga wesoło korzystała z zimowego opadu. Ciesząc się życiem tworzyli najróżniejsze zabawy i gry oddając się im bez opamiętania i rachuby czasu... Nie tylko jednak oni utonęli w radosnych chwilach zrzuconych przez los. Świeca w lichtarzu zapłonęła jasnym płomieniem rzucając blade światło na Cyca stojącego w negliżu. Opierał się na parapecie okna obserwując świat, który jeszcze tak niedawno wydawał się wspaniałym i bliskim. Prostym i idealnym, wyważonym i zagadkowym zarazem. Opuścił w końcu smutne spojrzenie na podłogę gdzie walał się list. Piękny w słowie i grafice. Świetny i głęboki w uczuciach i zwierzeniach... Nigdy jednak nie wysłany do właściwego adresata.

  Mroźne powietrze zapełniło prywatny pokój Cyca dając wytchnienie ścianom i obrazom przedstawiającymi sceny z życia codziennego, polowań i dom... Stary, spracowany i uszlachetnionym czasem, miłością i wiekiem dom. Ostoję sprawiedliwości i bezpieczeństwa. Wieczne placebo, raj na ziemi. I tutaj zdarzyła się rzecz niecodzienna. Dusza przelana na papier pomknęła niesiona północnym wiatrem w stronę, którą człowiek zwykł posyłać modlitwy, błagania i dziękczynienia. 

  Cyc uśmiechnął się smutno, a na twarzy wymalowała się żałość i uczucie pustki. Zamknął spracowane i doświadczone powieki, a mimo to wciąż wystawiane na zawody i bezsilność. Strużka samotności i zagubienia pobiegła przez policzek rysując drogę życiową biednego karczmarza, a ostatecznie jak to łza spadając z twarzy... Nie zabierając jednak ze sobą trosk. Karczmarz obejrzał się przez ramię wcześniej zamknąwszy okno. Łoże było puste, ułożone w nieładzie, pełne twórczej weny... Wykorzystana została jednak nader prymitywnie i banalnie. Cyc położył się na plecach

  Sufit przedstawiał falowanie zwojów sosnowych. Przynosił na myśl korony drzew kołysane górskim powietrzem. Jakże witalne! Żywe i pełne ochoty! Piękne i szlachetne. Przepasane pojedynczymi skałami pamiętającymi czasy dawnych ludów, starych legend i prawd życiowych sianych przez starszych osady. Gdzieś w gęstwinie szeptał nieznaną melodię strumień niosący mroźną i krystaliczną wodę mający źródło w najwyższych szczytach i ostępach skalnych. W miejscach gdzie stopa ludzka nie postała od wieków, a jedynym ich panem był Król Gól... Kimkolwiek on był.  Obraz ten przypomniał Cycowi ostatnią noc ze wspaniałą nieznajomą, której urocze szczyty górskie unosiły się rytmicznie przy akompaniamencie chórów anielskich to w górę, to znów jak w powieściach ludowych, gdzie giganci ciskali pasma górskie w głębiny Hadesu jej wiecznie zaśnieżone wierzchołki opadały stając się bliższe. Mistyczny, tajemniczy i od wieków kojarzony z kultem strumień już nie szeptał, a krzyczał wyzwalając całe piękno i czar na twarzy Cyca ogłuszonego innym aspektem ciała kobiecego... A zaczęło się tak niewinnie. Spojrzenie, błahy w zamiarach i prosty w konstrukcji uśmiech, niepewna sentencja, a w końcu skryte marzenie i przyjacielskie zwierzenie. Wybuchło tak jak zwykło wybuchać. Dłonie Cyca spotkały się gładkimi skałami zmierzając w kierunku serca zielonych ostępów. Minęły kuszący strumień i niewielkie jeziorko Pani Jeziora zbierającej swe żniwo wśród młodych rycerzyków i pomknęły na sam szczyt nie wiele wyprzedzając usta na chwilę tylko podziwiające szczyty. Spotkali się prędko, niepewnie i młodzieńczo. Spotkali się raju... Czymkolwiek on był.

  Teraz został tylko szal... W zieleni i bieli, pamiątka...

  "Szefie" zakuło w uszy błądzącego pośród własnych myśli Cyca. Wybudził się. Za drzwiami stał pomocnik z zaplecza. W dłoni dzierżył kartkę. List z odległego browaru. Wiadomość była gwoździem wbitym idealnie w wieko trumny. "Piwa nie będzie" powiedział Cyc i przysiadł na skraju łózka tępo wpatrując się w szafę...

poniedziałek, 28 grudnia 2009

Okres niepewności





Wieczór jak każdy w tych stronach. Wiało jak diabli, okoliczne okiennice z wątpliwej jakości drewna strzelały o ściany domów. Pomimo znacznej odległości w stojącej na uboczu oberży Pod Wspaniałym Cycem dochodziły przeróżne odgłosy "cywilizacji".
Kolejna szczapa wysuszonego na wiór drewna wylądowała w kominku, którego płomienie wesoło ogarnęły nowego członka załogi... Pochłonęły go na wieczny spokój i służbę pośród wiekowych braci i sióstr.
"Ech" stęknął potłuczony i obolały Cyc kiedy podniósł się znad paleniska i wolnym krokiem, tupiąc ciężko powlekł się na piętro do prywatnych pokojów.
"Wrócił niedawno z polowania wielkiego... Ponoć go zwierz wszelaki mocno sponiewierał" mówił wierny gość lokalu oblizując wargi i odstawiając kufel. Ten zadzwonił metalowym obiciem o ławę i wprawił w ruch inne, sąsiadujące z nim naczynia. Siła jednak nie była na tyle duża by unieść je i ustawić w pozycji mogącej zagwarantować przelanie się złocistego płynu w gardziel biesiadników. Ci jednak dopomogli i podołali temu wyczynowi rzeczowo potakując na twierdzenia ustanawiane przy stole.
Bard znów zaczął koncert i napełnił pomieszczenie nieznaną dotąd melodią o dzielnym wojaku, który kładł wrogów nie ostrzem czy pociskiem, ani skrytobójczym sztyletem, a magią i urokiem. Ballada mówiła o wierze w bóstwa dawno zapomniane, a wciąż mające władzę nad światem... O prawie natury, które dalej zbiera żniwo nieprawych wyznawców... W końcu mówiła o sądzie, który spadnie na nas i zmierzy każde sumienie swoją miarą, specjalnie do nas dostosowaną, sprawiedliwą.
Zasłuchani w prawdzie i mądrości płynącej z ust minstrela oraz jego lutni obecni w gospodzie zostali wyrwani z tej chwili spokoju ducha.
"Byleby tylko nikt nie zauważył" pomyślała stojąc na wietrze przed dębiną drzwi, które powoli pchnęła by wejść do środka. Pomimo, że chęci były wielkie to rzeczywistość wzięła górę i w pomieszczeniu rozległo się skrzypienie wrót, a zimne powietrze obiegło wszystkich zasłuchanych w muzyce szybkim lotem. Płomień w kominku przygasł i zatańczył tango z aurą zimową. Zespolił się w miłosnym ścisku i poddał euforii samemu zatracając duszę jednak magia uczucia była silniejsza.
Dwa kroczki małej dziewczyny rozniosły się po karczmie. Każdy wyważony i pełen gracji. Chłód znikł tak szybko jak się pojawił, a ogień w kominku pogrążył się w smutku niemal całkowicie gasnąc. Oczy zza kufli zwróciły się na nowoprzybyłą duszę, a grajek zanucił spokojną melodię całkowicie przerywając koncert. Młoda pomocnica Cyca podbiegła do zmarzniętego i osłabionego gościa spoglądając w oczy. Kobiety wymieniły niezdecydowane spojrzenia po czym karczmarka westchnęła z okazaniem rezygnacji i opuściła ramiona. Tylko głową w niedbałym geście wskazała na piętro.
"Tap-tap" zastukały schody na górny poziom oberży. Włosy dziewczyny opływały jej biało-zieloną zwiewną suknię rzekłbyś zlewając się z materiałem. Dziewczyna wydawała się ulotna i zagadkowa... Mało rzeczywista i astralna... Jednak była.
Drzwi prywatnego pokoju Cyca cicho zaszumiały, a zapach atramentu uderzył wchodzącą do środka... Lecz tego, nikt poza nimi nie wiedział.

sobota, 26 grudnia 2009

Polowanie


Biesiadnicy zostali zbudzeni przez jednolicie odzianą grupę ludzi. Podnosząc swe napuchnięte twarze oraz odsłaniając na światło dzienne przekrwione powieki ujrzeliście obraz nędzy i rozpaczy. Odświętna uczta przebiegała z początku w bardzo tradycyjnych i kulturalnych konwencjach. Podano wiele potraw, których przepis znał jedynie Cyc i jego najbliższa rodzina... Dania owe zachwycały wszystkich przyjezdnych i z tego właśnie powodu oberża wypełniła się po brzegi. Jak już wspomniałem biesiadnicy niemal całkowicie rozbudzeni i wyczuleni na wszelkie odgłosy, szmery, szepty i jęki poczęli odtwarzać bieg wydarzeń. Z początku szło im całkiem opornie, bo lokalny samogon ostro pomieszał w umysłach jednak po wchłonięciu w siebie niczym pijawki podanych prędko garnców z pienistym napojem, który notabene również dawał się we znaki ostatniej nocy, spójna wizja rozpoczęła się tworzyć. Niestety powstało kilka luk... Z ważniejszych była ta, która miała wspomnieć o tym w jaki sposób doszło do rzezi w karczmie. Mało kto również dał radę przywołać do umysłu chwilę swojej kapitulacji przy stole. Nieliczni (a ci drzemali pod ławami) mieli więcej do powiedzenia, bowiem kiedy i oni wywiesili białą flagę reszta miejsc noclegowych była zajęta. Z tegoż samego powodu ich zeznania pełne były hyblis i sarkazmu. Te twórcze rozważania przerwał jednak Cyc, który pożegnał biesiadników i pozostawił pod opieką swych pomocnic, które dziwnym trafem również odnosiły się do gości z dozą niechęci i dystansu.
Karczmarz tymczasem wyruszył na łowy...

czwartek, 24 grudnia 2009

Zamieszanie w karczmie

Kilka identycznie odzianych białogłów krzątało się po głównej części oberży. Ty zaś, drogi wędrowcze musiałeś wynieść się do osobnego pomieszczenia, gdzie już zaprowadzono porządki. Broń Boże nie zapomniano podać ci kolejnego piwa, a karczmarz z lubością popatrzył, że nadal Ci smakuje.
Udało Ci się dosłyszeć, że do Cyca mają przybyć goście, a w szczególności dalsza rodzina, którą, co tu ukrywać, pamięta jakby przez mgłę...
Drzwi rozwarły się z hukiem i świstem, wilgotne powietrze napełniło każdy kąt tej przystani na granicy świadomości. Próg przekroczyli równym, zwartym krokiem skupiając spojrzenia wszystkich zasiadających za stołami jak i krzątających się z najróżniejszymi przyborami sprzątającymi i polerującymi.
Siedzieli już długą godzinę mówiąc szeptem i tylko pociągając z kufli. W końcu, kiedy już specjalnie wydzielona część oberży zapełniła się po brzegi, tajemniczy przybysze rozpoczęli rozprawiać o cudach i dziwach, które jakoby miały się wydarzyć lata temu w odległych krainach. Mówili malowniczo, rzekłbyś nie jak bajarze wędrowni lecz jak ludzie oczytani i błyskotliwi, a przystępni, bliscy i otwarci zarazem. Ty, drogi podróżniku, również co nieco słyszałeś o sprawach jakie poruszali odziani w ciemno-szare stroje wieszczyciele. Sprawy te bowiem każdemu żyjącemu na tym świecie znane były chociażby w odległych, przerobionych i fantastycznych wersjach... Każdy jednak słyszał o Tym, który zrodzony był w kraju piasku i gorąca, a poruszał pijących nektar na wysokich skalnych ostępach i tych, którzy z Lokim na ustach ciskali harpuny w cielska walczących o przetrwanie na lodowych ostępach Starego Kontynentu...

wtorek, 22 grudnia 2009

Dzisiaj u Cyca...

Dzisiaj do Cyca zawitał bard z odległej krainy, gdzie promile leją się strumieniami, a oczy szklą się od Fisstechu niczym zamarznięte jezioro pięknej, zimowej nocy..


"Fresh Start"

Witaj wędrowcze!

Błądząc po odległych czeluściach sieci dotarłeś do spokojnej oberży na skraju świadomości... Tak proszę, zostaw płaszcz w rogu... Spokojnie, to tylko wypchany żubr. Siadaj, siadaj za ławą, o ta jest wolna... Dzisiaj to wszystkie są wolne, nie spodziewam się gości. Trzymaj, na mój koszt... widzę, że jesteś znużony drogą, a po prawdzie to drogi w naszej ojczyźnie nie są pierwszej klasy... Nie bój się, dobre lokalne piwo, nie żaden kapitalistyczny metanol... Opowiadaj zatem co w szerokim słychać świecie, chętnie posłucham. Nie powiesz cny gościu? Ha! Widzę, żeś Ty z takich co wolą słuchać... Nadstaw zatem uszu: Było to Anno Domini 2009, grudzień był, wiało jak diabli...